Nazwa forum

Niestety, nikt nie powie Ci czym jest FluxBB - musisz go poznać sam!

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2025-04-01 21:21:24

Bruno Davenport
Administrator
Dołączył: 2025-04-01
Liczba postów: 2
WindowsOpera 117.0.0.0

1

Odebrany rankiem telefon nie współgrał z dość napiętym grafikiem Bruna, a już na pewno nie z prognozami, które nie wróżyły w pogodzie na najbliższe godziny niczego dobrego. Wiedział jednak, jak istotne było, by wszystkie dokumenty właśnie tego dnia trafiły do rąk ojca Laury, dlatego nie robił nic, by wykręcić się z tego niechcianego w piątkowe popołudnie wyjazdu do mieściny, którą rodzina dziewczyny zamieszkiwała. Zamiast tego uparcie trzymał się tej jednej pozytywnej myśli, że zapowiadane śnieżyce opóźnią się w czasie i nie dopadną go w podróży, a w najlepszym wypadku, nawet jeśli nie będzie miał tyle szczęścia, to nie okażą się one na tyle intensywne, by miał spędzić weekend pośrodku niczego w swoim samochodzie, czekając na "lepsze czasy".
Poranek i wczesne popołudnie zleciały mu na przysłowiowych "wariackich papierach". Nie miał czasu na to, by wyskoczyć coś zjeść, nie miał też wolnej chwili na to, żeby napić się kawy, którą z rana przyniosła mu sekretarka. Mógł co najwyżej spojrzeć niechętnie w jej stronę, gdy opuszczał swój gabinet, by zająć się sprawami w urzędach i spotkaniami z dwoma klientami, by ostatecznie, nieco po godzinie piętnastej raz jeszcze wsiąść do samochodu, tym razem za cel obierając sobie miejsce oddalone o półtora godziny drogi. Przemierzając ją, z niepokojem spoglądał w zachmurzone niebo. Ciemne chmury kłębiły się nad jego głową, zwiastując to, co wydawało się być nieuniknione, a jednak w dalszym ciągu nie zawracał i nie sięgał po telefon. Mógłby powiedzieć, że kierował nim profesjonalizm, ale byłaby to tylko częściowa prawda. W rzeczywistości chodziło też o nią. Nie widzieli się od kilku dni i choć nie zamierzał przyznawać tego na głos, uczucie tęsknoty za blondynką zaczynało mu się dawać we znaki. To nie było normalne, że leciał na tak młodą dziewczynę, ale nie dbał o to. Każde kolejne spotkanie z nią, chwile spędzane razem, rozmowy i dzielona między nimi cisza, sprawiały, że przyzwyczajał się do jej towarzystwa. Choć sam należał do największych ponuraków, to cenił sobie jej śmiech, który wielokrotnie poprawiał mu humor zarówno w pracy, jak i w domowym zaciszu. Doceniał również bliskość. Niewielkie gesty, jakimi się wymieniali, pozwalając na to, by te zastępowały słowa, jak i te pełne emocji momenty, gdy jedno ciało lgnęło do drugiego w taki sposób, jakby kolejnego razu miało nie być. Czy obawiał się spotkania z nią w takich okolicznościach? Skłamałby mówiąc, że nie. Świadomy tego, że pod czujnym ojcem jej oka należało zachować profesjonalizm, pozostawał też świadomy tego, jak wielki wpływ na niego miała i jak ciężko było mu utrzymać swoje zachowanie i myśli w ryzach, gdy znajdowała się blisko. Nie wiedział po co i na co liczył robiąc to, ale docierając na miejsce, zaledwie kwadrans wcześniej wysłał krótką wiadomość z prośbą o to, by zrobiła wszystko, żeby nie czuł się prowokowany. Ubrania, makijaż, zachowanie... chodziło mu o całokształt, a jednak podświadomie czuł, że ta prośba padła wyłącznie po to, by jednak go prowokowała. By podjęła tę cholerną grę i wystawiła jego nerwy na próbę, jakby tym sposobem chciał sprawdzić, czy pozostały w nim jakiekolwiek szczątki samokontroli.
Westchnął ciężko, gdy znalazł się na niewielkim podjeździe pod domem. Po części przez pogodę, bo jej złośliwość już dawała mu się we znaki za sprawą coraz gęstszych i intensywniejszych opadów śniegu, ale też przez myśl, że to właśnie tych kilka metrów dzielących go od drzwi, dzieliło go od najdziwniejszej i najbardziej niekomfortowej sytuacji, z jaką przyszło mu się w życiu mierzyć.
Dzień dobry... ojciec jest? Dzwonił, że jedzie na zakupy i może się chwilę spóźnić – rzucił w drzwiach, kiedy jego oczom na dzień dobry ukazała się Laura, zaś za jej plecami dostrzegł krzątającą się po domu matkę dziewczyny, z którą zaraz potem również się przywitał. Kiedy tylko ściągnął buty i kurtkę, rozejrzał się z zaciekawieniem po wnętrzu domu, które od jego poprzedniej wizyty zdawało się w ogóle nie zmienić. Tym razem nie odmówił kawy, którą zaproponowała mu małżonka klienta i zarazem matka jego dziew...kochanki? Zerknął na Laurę, uświadamiając sobie, że nie był pewny, kim właściwie dla siebie byli. – Jak tam? Korzystasz z wolnego? W przyszłym tygodniu czeka nas w kancelarii urwanie głowy – odezwał się, siadając na kanapie w salonie. Dłońmi, które wolałby ułożyć na niej, byle tylko do siebie przyciągnąć, potarł swoje uda, jakby miało mu to w czymkolwiek pomóc, ale wzrok mówił więcej niż wszystko inne, gdy tym obrzucił dziewczynę od góry do dołu, wyklinając się w myślach za to, że czego by nie zrobiła, czego by nie ubrała, to przecież wrażenie na nim wywoływałaby dokładnie takie samo. Nawet jeśli byłyby to dziurawe, poplamione ostatnim posiłkiem, stare dresy...

Offline

#2 2025-04-02 19:21:23

Laura Howard
Użytkownik
Dołączył: 2025-04-02
Liczba postów: 1
WindowsChrome 134.0.0.0

Odp: 1

Laura - siedząc na wyłożonym ozdobnymi poduszkami parapecie - spoglądała za okno ze szczerym niepokojem. Prognozy pogody na najbliższy czas nie były najlepsze. I chociaż jako mieszkanka stanu Alaska powinna była przyzwyczaić się do długich, zimowych wieczorów, licznych zasp i problemów z komunikacją, to jednak tęsknota za ciepłymi miejscami, chociaż nie bywała w takowych zbyt często, wciąż dawała się jej we znaki. Była znużona panującą dookoła dziką przyrodą, czającymi się pośród gór i lasów niebezpieczeństw, atmosferą ciągłego niepokoju. Codzienność w tej okolicy nie była łatwa, a po tych kilkunastu latach stawała się wręcz nużąca.
Coraz częściej dopadały ją obawy związane z tym, jak trudno było na stałe wyrwać się z tej hermetycznej okolicy i równie zamkniętego na świat społeczeństwa. Nawet jeżeli jej rodzina należała do grona tych bardziej przedsiębiorczych, dobrze radzących sobie nawet z trudnymi okolicznościami, to jednak wciąż małomiasteczkowa codzienność nie była tym, czego Laura dla siebie pragnęła. W przeciwieństwie do młodszej siostry, która uwielbiała rodzinną miejscowość, pragnęła czegoś innego. Większego, szerszego, dającego szansę na doświadczenie czegoś i n n e g o.
Westchnęła przeciągle, kiedy do jej uszu dotarł dźwięk przychodzącej wiadomości. Sięgnąwszy po telefon, ze spokojem zapoznała się z treścią esemesa. Tych kilka słów wystarczyło, by jej serce zabiło mocniej. Od jej ostatniego spotkania z Brunem minęło zaledwie kilka dni, ale towarzyszące im za każdym razem napięcie dało się jej we znaki już w chwili, w której ojciec poinformował rodzinę o zbliżającej się wizycie swojego prawnika. Powiedzieć, że od tamtego czasu siedziała jak na szpilkach, to jakby nie powiedzieć nic. Nie pamiętała, kiedy po raz ostatni mieli okazję widzieć się w tak niesprzyjającej sytuacji - pod czujnym okiem jej rodziny. To prowokowało dodatkową nerwowość, której nie była w stanie pozbyć się aż do chwili, w której ta osiągnęła apogeum - dokładnie wtedy, gdy po domu rozległ się dźwięk dzwonka.
Dzień dobry – odpowiedziała grzecznie, mierząc jego sylwetkę uważnym spojrzeniem. – Już jest w drodze – wyjaśniła lakonicznie, przepuszczając mężczyznę w drzwiach. Sama zaś na moment przystanęła w ich progu, ciesząc się uderzającym w jej własną postać chłodnym, niemal mroźnym powietrzem. To dało możliwość przynajmniej chwilowego ukojenia natłoku myśli. Dopiero wtedy zdecydowała się na to, by wrócić do jaskini lwa, która na co dzień była przecież jej domem i miała kojarzyć się z poczuciem bezpieczeństwa.
Dziś tragedia wisiała w powietrzu.
Dziś miało wydarzyć się coś złego.
Dziś coś miało pójść nie tak.
Coś się wydarzyło? – odpowiedziała, kiedy tylko usiadła na drugiej ze znajdujących się w salonie kanap. Dwa niewielkie meble oddzielone były jedynie małym stolikiem do kawy, dzięki czemu Laura mogła z dość niedużej odległości przyjrzeć się mężczyźnie. Wygładziwszy materiał spódnicy, znów zatrzymała wzrok na wysokości oczu Bruna. – Jak minęła panu podróż? – zagaiła miło, za wszelką cenę chcąc podtrzymać pozory normalności, w której był nie tylko prawnikiem jej ojca, ale przede wszystkim jej własnym pracodawcą, z którym spędzała wystarczająco dużo czasu, by móc pozwolić sobie na nieco swobodniejsze pytanie, przy jednoczesnym zachowaniu szacunku i profesjonalizmu.
To z kolei było podwójnie trudne nie tylko z powodu krzątającej się za jego plecami, ciągle zagadującej go matki, ale przede wszystkim dlatego, że na co dzień ich rozmowy - poza kancelarią, w domowym zaciszu jego posiadłości - wyglądały zupełnie inaczej.

Offline

#3 2025-04-06 20:40:36

Bruno Davenport
Administrator
Dołączył: 2025-04-01
Liczba postów: 2
WindowsOpera 117.0.0.0

Odp: 1

Świetnie, bo dzisiaj... wyjątkowo się spieszę – mruknął, pozwalając sobie na lekki, ledwie dostrzegalny cień uśmiechu, który miał jej dać do zrozumienia, że wcale nie chciał uciekać, ale... sama rozumiała. Wystarczyło spojrzeć na to, co działo się na zewnątrz i mieć świadomość tego, że w ostatnich tygodniach nadzwyczajnie lgnął do niej i zabiegał o to, by była blisko, kiedy tylko okoliczności na to pozwalały.
Bruno z ulgą przyjmował przy tym do świadomości to, że jego myśli nie kręciły się wokół czarnych scenariuszy związanych z tym, jak przebiegnie spotkanie z ojcem Laury, nawet jeśli było stresujące przez jej obecność, i czy cokolwiek sprawi, że to oświeci w głowie mężczyzny czerwoną lampkę informującą o tym, że jego córka była "zagrożona", a jej staż w kancelarii powinien zostać definitywnie zakończony dla jej własnego dobra. Chociaż wiedział, że ciężko będzie mu zachować kontrolę, to był gotów zrobić wszystko, żeby ich (nie)mały sekret nie ujrzał światła dziennego i nie doprowadził do żadnej katastrofy, na której skutek jego kontakt z dziewczyną zostałby momentalnie zerwany, a on albo musiałby się pogodzić z tą myślą, że nie byłaby dłużej częścią jego życia, albo, co gorsza, musiałby się zachowywać jak nastoletni szczeniak, który kombinowałby na wszelkie możliwe sposoby nad spotkaniem z dziewczyną, gdy jej rodzina nie popiera związku... relacji... z kimś, ich zdaniem zupełnie dla niej nieodpowiednim. Nie był głupi. Chyba oboje zdawali sobie sprawę z tego, że dla jej rodziców byłaby to katastrofa na skalę światową i największa hańba.
Jakaś sprawa spadkowa. Rodzina kłóci się o majątek, sprawa trafi do sądu, żadna ze stron nie chce dać za wygraną i nie dociera do nich argument, że prawa nie przeskoczą. Ogólnie rzecz biorąc, zawiła sytuacja, bo sam spadek został przepisany na osobę spoza rodziny, co tylko dolewa oliwy do ognia – odparł, na swój sposób ciesząc się z tego, że mogli porozmawiać chociaż o tym, by cała ta rozmowa w odbiorze matki Laury, a za moment zapewne też jej ojca, była odebrana jak dyskusja pracodawcy i jego stażystki. – Poza tym ruszyła sprawa tego faceta podejrzewanego o morderstwo dwóch staruszek. Pamiętasz ją? Siedziałem nad nią jakieś dwa miesiące temu... Wszystko wskazuje na to, że naprawdę je udusił i zakopał w tym lesie pod miastem, prokurator ma wnioskować o maksymalny wyrok, ale musimy przeanalizować całą sprawę od nowa i znaleźć argumenty, które przekonają sąd do wydania niższego. Badania psychiatryczne odpadają. Przeszedł je dwa razy i był poczytalny, kiedy to robił – dodał. Nadchodzący tydzień miał być długi i ciężki. Oczami wyobraźni widział już te dnie i noce zarwane nad analizowaniem obu spraw, w których musiał się doszukać czegoś, dzięki czemu jego klienci wyjdą z sal rozpraw usatysfakcjonowani. A że w obu przypadkach, gdyby mógł, to by odpuścił, zdając sobie sprawę z tego, że obie były na starcie przegrane, to już inna kwestia. Mógł przegrać, towarzysząc im podczas rozpraw, ale zarobek był najważniejszy, tego zaś nikt nie mógł mu odebrać.
Powiedzmy, że spokojnie, ale nie podoba mi się to, w jakim kierunku to wszystko idzie – mruknął, wskazując skinieniem głowy na okno, w które sam spojrzał, by zrozumieć, że nic nie wskazywało na to, że miałoby się coś zmienić. Pogoda szalała i wyglądało na to, że miało być tylko gorzej, a jemu nie widziało się szukanie motelu w tej dziurze (o ile takowy w ogóle się tam znajdował), ani powrót pociągiem, który za sprawą śnieżyć również mógł utknąć pośrodku niczego jak jego samochód. – Macie tu jakiś hotel? Albo pensjonat? – zapytał, nie kryjąc swojej niechęci do takich perspektyw. Chciał wrócić do domu, wyspać się we własnym łóżku i kolejnego dnia znów żyć swoim najlepszym życiem w Fairbanks, gdzie czekała na niego praca, siłownia, znajomi i imprezy w ich towarzystwie.

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot